niedziela, 29 grudnia 2013

~ Rozdział 6. ~

Czy to sen? Czy ja przed chwilą pocałowałem Louisa Tomlinsona? Czy ja właśnie spełniłem swoje marzenie? Byłem w takim szoku, że nawet teraz nie potrafię tego opisać. Kiedy przypominam sobie jego błyszczące oczy i ten smutny wyraz twarzy, aż mnie ciarki przechodzą. Było już ciemno, leżałem z nim na ziemi, wsłuchując się w szum rzeki i podziwiając gwiazdy. Nasze palce były splątane ze sobą, a on tak lekko je pocierał. Dziwnie to brzmi. Ale zaraz. Kto był na tyle głupi, żeby rozpowiedzieć takie plotki? Przecież nikt nie wiedział, że się spotykamy poza szkołą, nikt nawet nie wiedział, że się znamy. To było niemożliwe. Chciałem się dowiedzieć kto to rozpowiedział, ale nie wiedziałem jak. Byłem za bardzo nieśmiały, żeby podejść i zapytać kogokolwiek. Otworzyłem się tak jedynie przy Lou. Ale no, on był inny. Tylko on mnie rozumiał, a taki chłopak z drużyny futbolowej mógłby mi jeszcze przylać.
- Harry... Przepraszam. Przysięgam ci, że dowiem się kto to zrobił i to z nim załatwię. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek próbował nas rozdzielić, rozumiesz? - Ej, no on czytał mi w myślach. Tylko, że w przeciwieństwie do mnie miał jakieś znajomości i mógł się coś dowiedzieć. Oj, Styles, jesteś tak popularny, że aż wcale.
Kolejny dzień. Te same zmartwienia, chociaż już trochę mniej ich było. Odzyskałem to, co było wtedy najważniejsze. Dalej jest. Przyszedłem do klasy i jak człowiek usiadłem w ławce. Na dzień dobry spotkały mnie kolejne obelgi, ale o co im chodziło? Nigdy się tego chyba nie dowiem. Przecież ja tylko żyłem. Punkt 8, a Louisa wciąż nie było. Może się spóźni? Nie, on się nigdy nie spóźnia. To najbardziej punktualna osoba, jaką znam. A co jak znowu nie przyjdzie do szkoły, tak jak kiedyś? Tylko niby czemu miałby to zrobić, już wszystko mamy wyjaśnione, a o nowych problemach nie ma mowy, bo na pewno dowiedziałbym się o nich jako pierwszy. Zaczynałem się martwić. Ej, Tomlinson, chodź tu do cholery, potrzebuję cię. Nikt nigdy nie będzie w stanie sobie wyobrazić, jak wielką radość sprawiało mi jego jedne spojrzenie. Wyglądało na to, że dzisiaj nie będę zbytnio zadowolony, no cóż. Czasami tak bywa, z resztą przyzwyczaiłem się, że nie mam wszystkiego. Tak poza tym to byłem z siebie strasznie zadowolony. Już od dłuższego czasu nie sięgnąłem po żyletkę, nie byłem aż tak zdołowany, a to dziwne, co? Był już środek lekcji, nie było najmniejszej szansy, żeby pojawił się w szkole. Siedziałem w ostatniej ławce na biologii, nie mogłem się tamtego dnia zupełnie na niczym skupić. Ciągle myślałem o wczorajszym zdarzeniu, o tym pocałunku. Nic nie robiłem, tylko malowałem serca na ławce, chociaż nawet nie wiedziałem, że to robię. Matko, jaki ja jestem dziwny. Jeszcze trochę i zamkną mnie w jakimś zakładzie, czy coś. Czułem się jakoś dziwnie, jakbym miał powoli czegoś dosyć, jednak nie wiedziałem co to jest. Może to ta szkoła, albo to jak mnie w niej traktują... Albo sytuacja w domu.. Nie, to jednak jeszcze nie to. Albo to, że czuję się tak inaczej w związku z Louis'em. Jest dla mnie kimś więcej, niż przyjacielem, kimś, kimś.. Nie no, nie ważne. Mam wrażenie, że podlegamy jakiejś firmie, która nie pozwala nam się ujawniać, żeby nie było niepotrzebnych kłótni. Jakbym skądś to znał. Tylko, że tą "firmę" tworzymy ja i Lou. Sami sobie nie pozwalamy się ujawnić, jednak to dla naszego dobra. Nawet nie chcę myśleć, co by się działo, gdybyśmy wszystkim powiedzieli o nas.
- Boże, Louis, co ci się stało?! - Nie, to nie było możliwe. Właśnie wszedł do klasy, lecz nie wyglądał, jak dotychczas. Jego ubrania były podarte, twarz cała we krwi, podbite oko. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Podbiec, czy nie? Chociaż i tak już każdy się dowiedział, że go znam, mogłem nie krzyczeć. Idiota. Zaraz, ale dlaczego? Przyszedł pobity do klasy, to był mój obowiązek, do cholery. Nauczyciela nie było w klasie. Z resztą, nad czym ja się zastanawiałem. Złapałem go za rękę i wyprowadziłem z klasy, w kierunku łazienki. Może chociaż trochę mógłbym mu pomóc. Zacząłem szukać jakiś chusteczek, żeby wytrzeć tą krew, czy coś. Obróciłem się i zobaczyłem, jak siedzi bezradnie oparty plecami o ścianę, a jego głowa była zawieszona w dół. Chwyciłem go za brodę, tak, żeby spojrzał tylko na mnie. Jego oczy były jakieś dziwne, jakby nie miały ochoty żyć. A może nie miały, a ja po prostu tego nie wiedziałem?
- Kto ci to zrobił? Lou, dlaczego cię pobili? - Znów nie wytrzymałem i się rozpłakałem. Z jego oczu też leciały łzy, ale chyba nie miał siły, żeby się nawet poruszyć.
- To był Greg, on wie Harry, on wie. - Szepnął i położył głowę na mojej ręce.

Chyba zasnął. Zasnął, tak?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz