środa, 11 grudnia 2013

~ Rozdział 5. ~

8:04. No pięknie. Właśnie spóźniłem się do szkoły, jedynym pytaniem, które sobie wtedy zadawałem to: iść tam, czy nie? Ostatecznie wybrałem to drugie, nie miałem najmniejszej ochoty podnosić się z łóżka. Ale, ale... A Louis? Tak bardzo chciałem go zobaczyć. Nie byłem pewien, że wytrzymam jeden dzień bez niego. Bez tego anielskiego uśmiechu, pięknych oczu, delikatnych dłoni. Styles, ogarnij się, znów głupoty opowiadasz. Ugh. No, to co mi zostało, nie? Nie miałem nawet jego numeru telefony, żeby jakkolwiek go powiadomić o mojej nieobecności. Niewiele mi zostało do myślenia, zwyczajnie się położyłem i zasnąłem. 13:17. O matko, zaszalałem. Szybko zerwałem się z łóżka, sam nie wiem czemu. Jakbym miał jakąś potrzebę, żeby to zrobić. Miałem przed sobą przecież cały dzień! No, prawie. Spojrzałem na telefon, cooooo? 24 nieodebrane połączenia. Ciekawe jak to się stało, przecież po 1. nikt mnie nie lubił i po 2. zaledwie 3 osoby wiedziały, jak się ze mną skontaktować. Mama, Gemma i pani Shay. Ale byłem rozchwytywany, prawda? To był jakiś nieznany numer, bałem się oddzwonić, ale jednak to zrobiłem. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty... I nic. No to próbujemy jeszcze raz, a co. Pierwszy sygnał, drugi, o i coś przerwało.
- Halo? - Głoś w słuchawce mi coś, a raczej kogoś, przypominał. A może... albo jednak, nie będę zapeszać.
- Ktoś dzisiaj dzwonił do mnie z tego numeru. Y, jakieś 24 razy.
- Harry!  To ty? Powiem ci coś. Nienawidzę cię, wiesz? - Co, co, co, co, co? To był Louis, to był on, wiem to. Ale dlaczego to powiedział, ja nic nie zrobiłem. Łzy zaczęły mi spływać z oczu tak szybko, jak nigdy. Nie wiedziałem o czym myśleć, co zrobić i od czego zacząć. Najważniejsza osoba w moim życiu właśnie mi wyznała, że mnie nienawidzi. Świetnie, po prostu świetnie. Teraz już w ogóle nie mam ani jednego powodu, aby żyć. Bo niby po co? Żeby znów było jak dawniej? No, nie oszukujmy się, w szkole wciąż było tak samo. Ale poza nią to zupełnie co innego. Całkiem jakby cały mój świat został odwrócony do góry nogami. Pierwszy raz żyłem z tą świadomością, że mam do kogo iść, komu się wyżalić, albo po prostu pogadać, czy popatrzeć w oczy. Kto by pomyślał, że w ułamek sekundy mogłem to wszystko stracić, no kto? Tak nie mogło być, musiałem z nim jak najszybciej porozmawiać. Dzwoniłem chyba ze sto razy, bez żadnego odzewu. "Louis, dlaczego mi to robisz?". Właśnie, dlaczego? Czym ja zawiniłem? Czy nie oddałem mu kawałka mojego serca, tylko, albo aż po to, żeby powiedział mi wszystko, co go męczy? Mogę się założyć, że tylko ja wiedziałem o jego problemach. Wiem, że ci jego koledzy od razu by go wyśmiali.
- Czego chcesz? - No w końcu, ile mogłem się do niego dobijać?
- Louis, proszę cię, porozmawiaj ze mną.
- Nie.
- Proszę. Wyjaśnij mi chociaż dlaczego mnie nienawidzisz, ale nie przez telefon.
- Nie.
- Lou, aniołku, błagam cię spójrz mi w oczy i po prostu to powiedz. To wszystko. Jeżeli to zrobisz, to dam ci spokój. - Zgodził się. Jestem przekonywalny? Nie. Kiedy jestem przygnębiony aż do takiego stopnia, słowa wypływają ze mnie same. Mówię prawdę, to co czuję, przecież nie ma sensu nikogo okłamywać, prawda? Następnego dnia, w końcu podniosłem ten szlachecki tyłek, któremu nie chciało się ostatnio łaskawie podnieść. Byłem zły sam na siebie, nie na Louis'a. Może miał swoje powody, żeby tak powiedzieć. Za chwilę się dowiem. A nie, przecież my nie rozmawiamy w szkole, zapomniałem. Musiałem przeczekać jeszcze 7 godzin, żeby usłyszeć jego głos, super. Te zajęcia były wyjątkowo okropne, nawet nie wymieniałem się z nim spojrzeniami, jak to dotychczas robiliśmy. Dzwonek. Witaj, mój zbawco. Zerwałem się z miejsca, założyłem plecak i wolnym krokiem ruszyłem w to miejsce, gdzie zwykle rozmawiamy. Nie spieszyłem się, bo po co? Przynajmniej przez ten czas szedłem z myślą, że jeszcze dla kogoś coś znaczę. A za niedługo miało się to wszystko schrzanić. Jestem nieudacznikiem, nawet nie umiem zatrzymać przy sobie przyjaciela. Nie zasługuję na niego. Powoli się tam zbliżałem, on już tam czekał. Wpatrywał się w strumyk wody, miał ręce w kieszeni, wyglądał tak strasznie poważnie. Czułem jak moje oczy robią się zaszklone, jednak starałem się opanować łzy. Nie chciałem, żeby zobaczył, że jestem aż tak słaby.
- Lou... - Podszedłem do niego i lekko chwyciłem za ramię, po czym odepchnął mnie i wysyczał tylko "nie dotykaj mnie". Tak bardzo mnie to zabolało. - Możesz mi chociaż wyjaśnić dlaczego? Louis, do cholery, co ja ci takiego zrobiłem?!
- Naprawdę chcesz wiedzieć co mi zrobiłeś? Jesteś zwykłym, pieprzonym idiotą, nic nie potrafisz, wszystko musisz wygadać, wszystko! A ja ci tak ufałem. Przez ciebie teraz cała szkoła wie, że jestem gejem, dziękuję ci, Styles. Zniszczyłeś mi życie, miałem wsparcie chociaż w tobie, ale wiem teraz jak bardzo się pomyliłem. Jedynie cieszę się, że zorientowałem się tak wcześnie. - No dobra, czyli teraz już wiem, co o mnie sądzi. Ale dlaczego kieruje w moją stronę rzeczy, które są kłamstwem wyssanym z palca? Nie rozumiałem tego chłopaka.
- Spójrz mi w oczy, proszę. I uwierz mi, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nie będę teraz kłamać, jesteś dla mnie, eh.. z resztą nie ważne. Nigdy bym nikomu nie wyjawił twojego sekretu, bo sam doskonale wiem co przeżywasz. Widzisz moje i twoje ręce? To znak, że obydwoje mamy problemy i powinniśmy się zrozumieć, jak nikt inny! Czy ty naprawdę tego nie widzisz? Zraniłeś mnie tym, bardzo. - Udało mi się, powiedziałem to co dokładnie zamierzałem. Nie mogłem opanować się od płaczu, tak strasznie chciałem, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ale to się najprawdopodobniej nie stanie.
- Dlaczego miałbym ci wierzyć? Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś, jak wszyscy. - Idiota. Tak wiem, kochałem go i w ogóle, ale był tak głupi, że szkoda słów. Ej, powiedziałem, że go kochałem? Zapomnijmy o tym.
- Louis, pamiętasz?
- Co?
- Jeszcze niedawno byliśmy dla siebie wszystkim.
Wtedy i ja i on.. Czy to się nie robi nudne, że co chwilę ktoś płacze? No ale, w końcu opisuję swoje uczucia. Przytulił się do mnie, przytulił i pocałował w policzek, tak jak tego pragnąłem. "Nareszcie". Stykaliśmy się nosami, nasze zapłakane twarze były tak blisko, że czułem na sobie jego oddech. Był taki świeży. Chwilę potem zatopił swoje usta w moich. Halo, to najpiękniejsza chwila w moim życiu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz