poniedziałek, 2 grudnia 2013

~ Rozdział 1. ~

- Źle, Harry! Ty nieudaczniku. Masz to zrobić od nowa. Wracam tu za 10 minut, jeśli nie będzie gotowe, wylatujesz z pracy. - Pani Shay była cholernie surowa. Nigdy dotąd nie spotkałem tak dokładnej osoby, zwracała mi uwagę nawet jeśli krzywo zawiesiłem cenę przy pieczywie. A zawsze wydawało mi się, że praca w piekarni jest prosta. Z jednej strony ją rozumiałem, jednak z drugiej bolało mnie to, że wyzywa mnie prawie na każdym kroku. Nie dość, że w pracy, to jeszcze w szkole. Nie miałem ani odrobiny spokoju. Musiałem się spieszyć, trzeba było poukładać produkty, żeby leżały prosto. Na szczęście wywinąłem się z tego zadania dość sprawnie i zmyłem się jak najszybciej do domu. Miałem dość tego dnia, dość wszystkiego. Można powiedzieć, że byłem jak każdy inny nastolatek z masą problemów na głowie, z którą sobie nie radzę. Czasem miałem ochotę po prostu odejść, tak bez pożegnania, albo zniknąć, czy coś. Znajomi mnie nie tolerowali, nie tolerują nadal. A to tylko dlatego, że jestem inny. Inaczej wyglądam, inaczej się zachowuję, mam inne upodobania. Ludzie są dziwni. Szkoda, że nie potrafią zaakceptować tego jaki jestem.
Po ciężkim dniu nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem. Moim jedynym celem było wstać następnego dnia, pójść do szkoły, później do piekarni i z powrotem do mojego niewygodnego łóżka. Monotonia. W moim życiu nie działo się nic specjalnie wyjątkowego. Gdybym chociaż miał osobę, z którą mogę porozmawiać kiedy tylko mi się podoba. Marzenia, co? Z takim kimś, jak ja nikt nigdy nie będzie chciał się zadawać. No bo przecież kto, mający swój "honor" zniży się do takiego poziomu, aby zadawać się z gejem. Tak, jestem gejem. Tego jeszcze o sobie nie powiedziałem. Nie miałem zamiaru nikomu mówić, sam do końca nie wiem jak obeszło to prawie całą szkołę. Jakiś niemyślący plotkarz, zrujnował mi całe życie. Codziennie muszę znosić obraźliwe komentarze, wyśmiewanie, popychanie. Jedynie w Gemmie, mojej siostrze mam wsparcie. Małe, ale zawsze się liczy.
~~~~~~~~~~
- Styles, a może masz ochotę na buzi od Louis'a? Hahaha. - Greg, nienawidziłem tego kolesia. Nie miał żadnych pochamowań, mówił tylko to co mu ślina na język przyniesie. A nie były to zbyt miłe i ciekawe rzeczy. Ciągle się zastanawiam, co ja zrobiłem, że tak mnie traktował. Może miałem go jeszcze przeprosić za to, że żyję? Nie. Mniejsza z tym. Od jakiegoś czasu czułem coś dziwnego. Louis wydawał się być zupełnie inny, niż reszta tych wszystkich idiotów. Bardziej zamknięty w sobie, tajemniczy, a nawet trochę wstydliwy. Jednak nie okazywał tego. Widziałem to w jego oczach, którym przyglądałem się, kiedy tylko nadarzyła się taka okazja. Z resztą, o czym ja mówię. "To tylko ja jestem na tyle nienormalny, że lubię chłopców". Do Tomlinsona - bo tak miał na nazwisko - kleiło się bardzo dużo dziewczyn. Widać było, że mu to odpowiada. Wykorzystywał każdą okazję, żeby powyrywać. Siedziałem w szkolnej stołówce, zupełnie sam, przecież nie miałem żadnych znajomych. Byłem rzucany jedzeniem i różnymi takimi. Przyzwyczaiłem się już. W moich oczach nagromadziły się słone łzy, nie chciałem, żeby ludzie to widzieli, więc wybiegłem stamtąd. Po chwili znalazłem się w miejscu, obok szkoły, o którym istnieniu, prawdopodobnie nikt nie wiedział. Siedziałem pod drzewem i płakałem z dobre 15 minut.
- Cześć. - Usłyszałem miły głos. Nagle zrobiło mi się cieplej. Podniosłem głowę w górę i ujrzałem jego. - Co się dzieje? Jestem Louis. Mogę ci jakoś pomóc? Nie płacz, proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz