czwartek, 5 grudnia 2013

~ Rozdział 4. ~

Jego pocałunek był najpiękniejszym, co mnie kiedykolwiek w życiu spotkało. Miał takie miękkie i delikatne usta. Miałem ochotę tylko się rozpłynąć, on działał na mnie, jak narkotyk. Pałałem do niego uczuciem, sam nie wiem jakim, wiem, że było to coś więcej niż znajomość. Jednak miłość też nie, to za wcześnie. Styles, co ty gadasz. Przejdę do rzeczy. Ja, jak to ja, jak zwykle nie mogłem z siebie nic wydobyć, nawet najmniejszego drgnięcia. Non stop tylko ryczałem, patrząc mu w te jego głębokie, niebieskie oczy. Otarł mi łzy, był taki opiekuńczy. Był we mnie wpatrzony, okropnie mnie to peszyło. Niekomfortowo było mi się nawet poruszyć, a jakbym dziwnie wyglądał? Szkoda, że pewnie przyszedł tu, żeby mi powiedzieć, że nie możemy się zadawać, bo jego znajomi tego nie zaakceptują. Przecież on nie chce być taki, jak ja. Pamiętliwy jestem strasznie, no nie? Trudno zapomnieć rzecz, która jakby przebiła mi serce. Starałem się tego nie okazywać, bo mogła być to jedyna szansa, kiedy z nim w ogóle rozmawiam.
- Ej, ej. Nie płacz. Jestem tutaj. - Jego szept, jego dotyk, ugh. Widzi ktoś, jak mnie dreszcze przechodzą? I weź tu nie zwariuj przy kimś takim. Czułem się, jak nastolatka, która się czymś.. dobra, nie ważne. Louis był dla mnie kimś innym. Może, podobał mi się? Nie wiem, to chyba nie jest najlepsze określenie. Ale tak mi się wydawało. To tylko moje głupie przemyślenia, nic nie warte słowa. On - rozchwytywany w całej szkole, lubiany przez wszystkich, miałby polubić kogoś takiego zwykłego, jak ja? Śmieszne. Zdołałem tylko go spytać, dlaczego przez tyle czasu nie przychodził do szkoły.
- Nie wiem sam dlaczego. Przepraszam, że mnie nie było, wtedy kiedy potrzebowałeś osoby do pomocy. Przepraszam, że cię wtedy uraziłem. Jestem beznadziejny, co? Jak siedziałem w domu myślałem tylko o tych wszystkich złych rzeczach, jakie robię, o tobie, Harry, o naszej rozmowie, o tym jak bardzo jesteśmy podobni. Tylko ty dajesz mi sens do dalszego życia, bo wiem, że mnie wysłuchasz, chociaż pewnie wcale tego nie chcesz. To głupie, wcale się nie znamy a ja mówię takie rzeczy. - Widziałem jak po jego policzku samotnie spływa jedna, pojedyncza łza. Ja też miałem ochotę przejechać ręką po jego policzku, tak jak on mnie. Ale bałem się. Nie wiem czego, może by sobie pomyślał o mnie, że jestem jakiś dziwny. W sumie to jestem. Chyba już sam nie wiem, co ja gadam. Ciągle tylko płaczę, myślę o nim i nic więcej. Moje życie jest nic nie warte, gdybym chciał je jakoś sprzedać to pewnie musiałbym jeszcze dopłacić. Chwila, chwila. Już od jakiegoś czasu nic nie mówiłem, przydałoby się w końcu odezwać.
- Ja sądzę tak samo. Nie mówię ci tego, co czuję, bo zwyczajnie się boję. Że mnie wyśmiejesz, czy coś. Pewnie się wstydzisz pokazywać ze mną przy kolegach, więc jeśli chcesz, żebym się nastawił do tego, że w szkole będziesz mnie olewał, to po prostu to powiedz. Postaram się chociaż zrozumieć. Wiesz co mnie boli najbardziej, Lou? Jesteś dla mnie jak anioł stróż, co z tego, że znamy się może tydzień? Przecież to nic nie zmienia. Chciałem ci powiedzieć już wcześniej. Jeżeli czujesz, że się rozumiemy, to dlaczego jest tu mowa o jakimś czasie, co? - Hej, w końcu to powiedziałem. Cieszyłem się jak dziecko, które dostało gryzak. To zdanie było bez sensu. Przejdźmy dalej.
- Harry, ty nie rozumiesz. Ja chciałbym być dla ciebie, jakby to powiedzieć, idealny. A jak widać nie jestem, sam wiesz, jak cię traktowałem dopóki nie dowiedziałem się, co przeszedłeś.
- Nie chcę, żebyś był idealny. Chcę żebyś był przy mnie, był mój, rozumiesz? - W tamtym momencie się rozkleił. Pierwszy raz widziałem Louis'a, który płakał. Ale zaraz, co ja miałem zrobić? Myśl Styles, myśl. Po namysłach zrobiłem w końcu to, co on. Przytuliłem go, mało tego! Nawet pogłaskałem po głowie. W końcu musiał nadejść czas, żebym przezwyciężył swoją nieśmiałość. Ej, chyba był czas, żeby się już zbierać. Podniosłem się z ziemi i podałem smutnemu chłopakowi rękę. Chwycił mnie, i wróciliśmy tak do domu. Odprowadził mnie nawet. Przez całą drogę rozmawialiśmy, nie miałem pojęcia, że on aż tak cierpi. A co jest najlepsze? Trzymaliśmy się za ręce. Oh, niech ja dam już spokój, przecież to nic nie znaczyło.
- Chyba muszę już iść, trzymaj się. - Dałem mu delikatnego całusa w policzek. Byłem tak wystraszony, że szybko pobiegłem do domu, nie czekając na jego odpowiedź. Zapomniałem mu powiedzieć o najważniejszym. Chciałem mu podziękować, że jest, ale to już chyba by było za wiele, jak na moją głowę. Wpadłem tylko do pokoju, rzuciłem plecak na łóżko i nie wierząc w to co się stało, osunąłem się po drzwiach. Pierwszy raz w życiu tak strasznie szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz